poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Skandynawia jest kobietą

W sobotę miałem przyjemność być prelegentem na odbywającym się regularnie w Trójmieście (i nie tylko) festiwalu „Progressteron”. Głównym celem imprezy jest poszerzenie horyzontów uczestniczek, zarówno poprzez rozwój osobowości, jak i zdobycie tradycyjnie pojmowanej wiedzy. W tym roku znalazło się również miejsce na dział „Inspiracje z różnych kultur”, gdzie niżej podpisany miał zaszczyt pojawić się z referatem o nazwie zgodnej z tytułem niniejszego wpisu.

Czy aby na pewno państwa skandynawskie określić można jako „prokobiece”? Moim zdaniem tak. Oto tylko kilka argumentów.

Pozwolę sobie zacząć od kilku aspektów z tzw. życia codziennego, które sprawiają, że Szwedkom żyje się nieco lepiej, niż Polkom. Średnia szwedzka pensja, według SCB (szwedzkiego odpowiednika GUS-u), oscyluje wokół 27 000 koron miesięcznie brutto (czyli w okolicach 12 500 zł miesięcznie brutto). Pensja, jak na polskie warunki, powalająca, lecz należy pamiętać, że, po pierwsze, ta kwota zostanie jeszcze pomniejszona o niemały podatek dochodowy, a po drugie, ceny większości towarów i usług są u naszego zamorskiego sąsiada wyższe niż w kraju nad Wisłą. Mimo to nie zawaham się stwierdzić, że poziom życia na Północy jest wyższy od polskiego. A skoro żyje się łatwiej, to nie trzeba aż tak bardzo martwić się o prozę życia i więcej czasu zostaje dla siebie.

Rodzina również nie ma powodu do narzekania: przysługujący każdemu zasiłek na jedno dziecko to w chwili obecnej 1050 koron (niecałe 500 złotych) miesięcznie. Ponadto, w Szwecji każda rodzina, mająca co najmniej dwójkę dzieci, uznana jest za... rodzinę wielodzietną i może, tym samym, korzystać z przysługującego jej specjalnego zasiłku. Na dziś dzień przykładowa rodzina z trójką dzieci otrzymuje razem 3754 korony (ponad 1700 złotych) miesięcznie za sam fakt posiadania trojga potomków. A jak się już otoczyło szóstką pociech, to państwo wypłaca na miesiąc 10414 koron (około 5000 złotych).

Pieniądze od gminy (noszącej niefortunnie się w polszczyźnie kojarzącą nazwę Kommun) to, jednakowoż, nie wszystko. Każda rodzina skorzystać może z półtorarocznego urlopu rodzicielskiego. Ponadto, w ramach zachęcania panów, by częściej zajmowali się swym potomstwem, każdemu z rodziców przysługuje „na wyłączność” 60 dni roboczych opieki nad dzieckiem. Pula ta musi być wykorzystana przez daną osobę – inaczej przepada. Być może to dlatego w Szwecji na ulicach widzi się o wiele więcej mężczyzn z wózkami, niż w Polsce... A, zapomniałbym – wysokość zasiłku dla rodzica podczas opieki nad dzieckiem to 80% ostatniej pensji.

Kolejnym potwierdzającym rzeczoną „prokobiecość” szwedzkiego społeczeństwa faktem jest stosunek płci w środowisku akademickim. Według ostatnich danych płeć żeńska stanowi 60% studentów, 2/3 dyplomantów oraz 48% doktorów. Jakby tego jeszcze było mało, uczennice w szkołach mają średnio lepsze oceny, niż uczniowie.

A polityka? Dzisiejszy prawicowy rząd Fredrika Reinfeldta składa się z 23 ministrów, z których 11 osób to kobiety. Zaś w szwedzkim parlamencie – jednoizbowym Riksdagu – płeć żeńska zawojowała 46% mandatów.

Jak wynika już chociażby z samych powyższych liczb, kobietom w Skandynawii żyje się dobrze. A inne dowody na prawdziwość tego twierdzenia będą od czasu do czasu pojawiać się na łamach niniejszego blogowego medium.

PS. Gwoli ścisłości dodam, że jest jedno pole, gdzie Szwedki są reprezentowane nieco słabiej niż w wymienionych powyżej przykładach: biznes. Kobiety stanowią 26% członków zarządów i 11% prezesów. Szwedzkie organizacje feministyczne wysuwają propozycje, by wprowadzić parytet na stanowiska kierownicze w firmach. Jednakże na razie nawet sama minister ds. równości płci, Nyamko Sabuni, nie jest stronnikiem przymusowego obsadzania kobietami najwyższych szczebli kierowniczych.