Zaledwie
przed kilkoma dniami zakończył się festiwal w Sopocie. Bursztynowy
słowik powędrował w ręce szwedzkiego bożyszcza nastolatek (i nie tylko)
Erica Saade. Dziś – popowo.
Jak
widać, sopocki laureat jest wieku młodego – urodził się zaledwie w 1990
roku nieopodal miasta Helsingborg na zachodnim wybrzeżu Szwecji.
Podobnie, jak inni prezentowani artyści (przykładem niech służą Laleh tudzież Loreen), Eric ma korzenie niecałkowicie północne: ojciec jest Palestyńczykiem urodzonym w Libanie, a matka – Szwedką.
Młodzieniec
szybko ukazał się światu – już w wieku siedemnastu lat został członkiem
powstałego w wyniku castingu boysbandu What’s Up. Pierwszy singiel
chłopców nosi tytuł Go girl!:
A drugi, wydany rok później –If I Told You Once:
Ponadto, wespół z Vendelą Palmgren, zespół nagrał również ścieżkę dźwiękową do szwedzkiej wersji filmu Camp Rock:
Eric
wyczuł, że odstaje poziomem od reszty grupy i postanowił pracować na
własny rachunek. Wraz z byłym managerem zespołu Tomasem Lingmanem
rozpoczął karierę solową.
Pierwszy
firmowany nazwiskiem album nosił tytuł Masquerade i zawędrował
na drugie miejsce szwedzkiej listy przebojów. Znalazły się na nim
chociażby poniższe utwory:
Dwie ostatnie kompozycje, których teledyski przypominają prawie że film kostiumowy, uzasadniają przynajmniej nazwę albumu.
Rok 2010 to występ w – tak, tak – szwedzkich eliminacjach do konkursu Eurowizji (trudno chyba o lepszy wyznacznik popularności zamorskich gwiazd i gwiazdeczek na rodzimym rynku) z poniższą piosenką:
Melodia przyniosła Ericowi trzecie miejsce. Widocznie wynik nie zaspokoił
ambicji artysty, ponieważ rok później Saade znów startuje w szwedzkich
eliminacjach z takim oto dziełem:
Rezultat: pierwsze miejsce. A w ogólnoeuropejskim finale – brąz.
W przysłowiowym międzyczasie Saade nagrał dwa albumy studyjne: Saade vol. 1. oraz Saade vol. 2. Oto próbka twórczości z najnowszego okresu twórczości artysty:
Teledyski zrealizowane zdecydowanie wysokobudżetowo. A jakość muzyki? To chyba kwestia trzeciorzędna.
Na fali sukcesu Eric został zaproszony do Sopotu, gdzie z rąk prezydenta Jacka Karnowskiego otrzymał rzeczonego Bursztynowego Słowika:
Część
z PT Czytelników pamięta zapewne pochodzący z 2003 roku film fińskiego
reżysera Miki Ronkainena pokazywany w Polsce pt. Wrzeszczący faceci.
Dziś – poniekąd z okazji rozpoczęcia się w Gdyni bodaj największego
polskiego festiwalu muzycznego – co nieco o północnoskandynawskim szaleństwie i
zacięciu.
W
1987 roku niejaki Petri Sirviö podczas upojnego wieczoru w barze podjął
decyzję o założeniu męskiego zespołu wokalnego. Nie byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie fakt, że ów swoiście rozumiany chór miał zajmować
się wcale nie śpiewem, lecz... wrzaskiem. W położonym pośrodku Finlandii
mieście Oulu powstał zatem jedyny w swoim rodzaju ansambl, który dzięki
zdecydowanie nieprzeciętnemu stopniowi odchylenia od normalności stał
się już żywą legendą.
Od pomysłu już tylko krok do zebrania grupy dwudziestu śmiałków oraz
rozpoczęcia wystepów. Dziś zespół Mieskuoro Huutajat liczy sobie trzydziestu członków i stał się już
nie tylko bohaterem wspomnianego filmu dokumentalnego, lecz także
jednym ze sztandarowych produktów eksportowych Finlandii (może na skale
nieco mniejszą, niż Nokia i Muminki, lecz mimo to rozpoznawalnym).
Kolektyw
wokalny słynie m. in. z obowiązkowego wykonywania podczas koncertów zagranicznych hymnów goszczącego kraju. Gwoli ścisłości
dodajmy, iż nie zawsze spotyka się to z aprobatą miejscowych... Oto
kilka co bardziej spektakularnych próbek chóralnych hymnów:
francuski (którego wykonanie było nieomal oprotestowane przez urzędników znad Sekwany):
amerykański:
Skoro
był hymn USA, to powinien być i wstęp do tamtejszej konstytucji (niech
pikanterii doda miejsce wykonania: nowojorskie MoMA):
W tymże kraju zdarzało im się również przeprowadzać rozmaite performance:
Tu Finowie komunikują nam, że są dobrzy:
A tu – fińska wersja Nad pięknym, modrym Dunajem:
Nie omieszkali również wykrzyczeć własnej wersji Waterloo Abby podczas jubileuszu półwiecza konkursu Eurowizji:
A na ziemi rosyjskiej śpiewają słynny radziecki evergreen popowy Пусть всегда будет солнце (Zawsze niech będzie słońce):
Petri
Sirviö nie jest bynajmniej mizoginem, gdyż niedawno został dyrygentem...
żeńskiego chóru krzyczących wokalistek pod nazwą Rooparit (Wrzeszczące).
Panie stanęły dokładnie na fińsko-szwedzkiej granicy i wykrzyczały
piosenkę Hooked on a feeling (tak, tę ze słynnym fragmentem uga-czaka-uga-uga). niestety, nie udało mi się dotrzeć do żadnych zapisów dźwiękowych wydarzenia, a jedynie do zdjęć:
I niech ktoś mi powie, że Skandynawia jest nudna...
Wczorajszy
dzień przejdzie do historii szwedzkiej muzyki popularnej: w finale
tegorocznego konkursu Eurowizji w Baku po raz piąty w historii Szwecja
zajęła pierwsze miejsce. Oznacza to, że przyszłoroczny finał Eurowizji
odbędzie się właśnie u naszych zamorskich sąsiadów.
W Polsce ten festiwal piosenki nie podnosi szczególnie temperatury życia codziennego. Jednakże Szwedzi (jak to już było opisane) masowo gromadzą się przed telewizorami i śledzą zmagania swych faworytów.
Bohaterka z Azerbejdżanu znana jest jako Loreen.
Właściwe
imię piosenkarki to Lorine Zineb Noka Talhaoui. Artystka o
marokańsko-berberyjskich korzeniach urodziła się w Sztokholmie w 1983 roku. Tuż
potem rodzina wyprowadziła się do miasta Västerås (z którym związany był
m. in. ubiegłoroczny literacki noblista Tomas Tranströmer), gdzie Loreen spędziła większość swego życia.
Na
uwagę zasługuje fakt, iż piosenkarka nie nagrała jeszcze... żadnej
płyty! Do tej pory jej dyskografia składa się wyłącznie z singli.
Debiutancki (o ile jeszcze będzie można tak powiedzieć) krążek
długogrający zapowiadany jest dopiero na wrzesień tego roku.
Pierwsze
publiczne wystąpienia artystki miały miejsce w szwedzkim Idolu w 2004
roku. Oto próbka wokalnych możliwości piosenkarki z tamtego okresu:
Piosenkarka
zajęła w konkursie miejsce czwarte (określane czasami mianem
najgorszego, bo tuż pod podium). Wkrótce potem razem z formacją Rob
N’Raz Loreen nagrała singiel Snake:
Singiel
nie zawojował szwedzkiej sceny muzycznej i artystka wycofała się z
blasku fleszy. Powrót w światło jupiterów nastąpił dopiero w 2011 roku.
Loreen próbowała swoich sił w ubiegłorocznych szwedzkich eliminacjach do
konkursu Eurowizji z poniższą piosenką:
Widoczny powyżej image sceniczny jest, na marginesie, częściowo dziełem szwedzkiej projektantki polskiego pochodzenia, Bei Szenfeld. Utwór My heart is refusing me nie
przyniósł wprawdzie zwycięstwa w konkursie, lecz trafił pod szwedzkie
strzechy i przez 19 tygodni nie schodził z list przebojów. Kto wie, może
w eliminacjach do Eurowizji lepiej by poszło, gdyby artystka postawiła
na wersję akustyczną tego kawałka:
Na fali sukcesu światło dzienne ujrzał kolejny singiel artystki:
Powyższy
utwór nie zagrzał tym razem miejsca na liście przebojów – spadł po pięciu
tygodniach. Ponownie pojawia się wątpliwość, czy postawienie na wersję
akustyczną dałoby więcej? Oto materiał badawczy:
I, wreszcie, wczorajszy triumf w Baku:
Zadziwia mnie, że artystka z tak niewielkim dorobkiem
osiągnęła tak wiele. We współczesnym świecie jest to możliwe chyba tylko
w Szwecji:)
PS. Drugie miejsce zajął czarny koń festiwalu – rosyjskie Buranowskie Babuszki, które w Azerbejdżanie domagały się Party for everybody:
W
najbliższą niedzielę, 20-go maja, o godz. 17.00 będę miał przyjemność
prelegować w gościnnych progach klubu Tea-tralna w gdyńskim Teatrze
Miejskim im. Witolda Gombrowicza. Wystąpienie będzie próbą odpowiedzi na
pytanie, czy Skandynawia jest „rajem na ziemi”.
Ledwo
człowiek wyjedzie z kraju, a tu okazuje się, że naród wybrał oficjalną
piosenkę na mistrzostwa Europy, które są, jakżeby inaczej, spoko.
Szwedzi
nie gorsi – również i nasi zamorscy sąsiedzi wskazali utwór mający
zagrzewać piłkarzy do gry, a kibiców do nieszczędzenia gardeł.
Kompozycja nagrana została przez zespół Neverstore – jedną z bardziej
popularnych poprockowo-punkowych grup w Szwecji.
Rzeczone dzieło nosi tytuł Vi mot världen (My kontra swiat). Oto ono:
Na
marginesie: kronikarska rzetelność nie pozwala mi pominąć milczeniem
faktu, iż utwory pod tym tytułem już się pojawiały na szwedzkiej scenie
muzycznej (przykład 1, przykład 2, przykład 3).
Niewątpliwie
powyższa piosenka jest bardziej konwencjonalna, niż przyśpiewka
kolektywu Jarzębina z Kocudzy. Ciekawe, swoją drogą, czy ktoś kiedyś
pokusił się o poszukanie relacji pomiędzy poziomem „oficjalnej” piosenki
na turniej sportowy a końcowym wynikiem zagrzewanej drużyny...
Swego czasu pisałem o sienkiewiczowskiej hipotezie, dotyczącej pochodzenia zwrotu szwedzki stół w polszczyźnie.
Dziś – również w duchu autora Potopu,
i to dosłowne: jedyny w swoim rodzaju Bronisław Maj, na benefisie bodaj najbardziej zasłużonego propagatora polskiej kultury w
Szwecji, tłumacza Andersa Bodegårda, zaprezentował kilka wycinków z Trylogii (pisanych – przypomnę – ku pokrzepieniu serc). Oto portret Szweda okiem Sienkiewicza:
Mam nadzieję, iż powyższy występ wprawi Was w dobry nastrój:)
Właśnie we wspomnianym 2011 roku Laleh uczestniczyła w programie Så mycket bättre.
Program jest swego rodzaju muzycznym Big Brotherem (choć na wyższym
poziomie): uczestnikami są znani muzycy, których producent zamyka w
odosobnieniu na osiem dni w domu wśród malowniczych pejzaży Gotlandii.
Każdy artysta ma „swój” dzień, kiedy to reszta towarzystwa wykonuje tylko jego utwory. Na marginesie – idea programu jest tzw. formatem
telewizyjnym, który szwedzki kanał TV4 zakupił z Holandii.
We wszelakich programach typu reality show
znajduje się zawsze postać szczególnie uwielbiana przez publikę. Jak
łatwo można się domyślić, to właśnie bohaterka niniejszych wpisów
oczarowała widzów. Bodaj najbardziej brawurowym występem artystki było
wykonanie utworu Tomasa Ledina Just nu vill jag leva (który zresztą reprezentował w 1980 roku Szwecję na wspominanym już festiwalu Eurowizji). Wpierw oryginał:
A teraz - piosenka a’la Laleh:
Wreszcie, dwa miesiące temu, dokładnie 25 lutego br., światło dzienne ujrzał najnowszy album artystki pt. Sjung (Śpiewaj). Rozpocznijmy, dla odmiany, od utworów anglojęzycznych:
Z kolei w jednej ze szwedzkiej kompozycji pt. Vårens första dag (Pierwszy dzień wiosny) znaleźć można wyraz euforii z powodu nastania cieplejszej pogody po zimie: