Dziś
o 15.00 ogłoszono wyniki SMS-owych eliminacji tegorocznego konkursu na
blog roku 2011. Światło z Północy otrzymało 311 głosów, co zaowocowało
ósmym miejscem na osiemset jeden zgłoszonych blogów.
To wszystko Wasza zasługa. To budujące, że tyle wokół osób, którym bliska jest Skandynawia. Dziękuję Wam.
Teraz wszystko zależy od Martyny Wojciechowskiej, stanowiącej jednoosobowe jury w kategorii Moje zainteresowania i pasje.
Jednakże
kolejny etap konkursu nie oznacza pozbawienia PT Czytelników głosu.
Wręcz przeciwnie – trwa już głosowanie na Bloga Blogerów. Szczegóły –tutaj.
Nową dekadę lat 90-tych Eva Dahlberg przywitała godnie: album En blekt blondins hjärta
z 1991 roku nie dość, że był numerem jeden w Szwecji, nie dość, że
sprzedał się w ponad półmilionowym nakładzie (przy dziewięciu milionach
mieszkańców!), to jeszcze zapewnił artystce pięć nagród szwedzkiego
przemysłu muzycznego Grammis. Na krążku znalazł się największy hit Evy –Vem tänder stjärnorna (Kto rozpala gwiazdy):
Jak
to często bywa, niekoniecznie najpopularniejszy utwór musi być najbardziej
wartościową piosenką w dorobku danego artysty. Na tejże płycie
znalazła się jeszcze chociażby taka kompozycja, niesłusznie stojąca w cieniu powyższego szlagieru (wybaczcie średnią jakość):
W 1996 roku miało miejsce ważne wydarzenie dla Dahlberg: zdecydowała się na coming out i
ujawniła swój homoseksualizm, jednocześnie rejestrując związek
partnerski z jedną z wiodących szwedzkich artystek z kręgu sztuki
użytkowej, Efvą Attling. Gdy państwo szwedzkie zezwoliło trzy lata temu
na śluby cywilne osób tej samej płci, obie panie pobrały się w
sztokholmskim hotelu Rival. Paparazzi zdołali uchwycić kadr z
uroczystości:
Nie
mogę oprzeć się wrażeniu, iż Eva Dahlgren jest niczym to wino, ponieważ
jej najnowsze płyty zawierają kilka prawdziwych perełek. Tematem są, jak
zawsze, stosunki międzyludzkie. Temat niewyczerpany... Oto próbki z albumów Lailai (1999), Snö (2005) oraz Petroleum och Tång (2007):
Wczoraj
po raz pierwszy tej zimy do Gdyni zawitał śnieg, a dziś ciągle prószy. W
związku z tak wyczekiwanym (przynajmniej przez niektórych) faktem
pogodowym – oto na rozgrzanie kolejna porcja zamorskiej muzyki, i to ponownie w wykonaniu kobiecym.
Dziś – Eva Dahlgren.
Swoją karierę w przemyśle muzycznym Eva rozpoczęła w 1978 roku, wydając w wieku ledwie 18 lat swą debiutancką płytę Finns det nån som bryr sej om (dosł. Czy jest ktoś, komu zależy).
Znalazło się na niej kilka wartych prezentacji utworów, jak np. ten,
opowiadający o rozstaniach i powrotach oraz o takim rodzaju związku,
który użytkownicy Facebooka mogą określić jako „To skomplikowane”:
Albo też ten, również traktujący o nie do końca prostych relacjach między zakochanymi:
I
tak się rozpoczęło. Już rok po debiucie pani Dahlgren zajęła trzecie
miejsce w szwedzkich eliminacjach do konkursu Eurowizji. Nie należy
jednakże przenosić polskich przyzwyczajeń na szwedzki grunt – u naszych
zamorskich sąsiadów Melodifestivalen (taką
nazwę noszą eliminacje) to prawdziwy fenomen i najliczniej oglądany
program w całej szwedzkiej telewizji! A zatem nawet ostatnie miejsce na
eurowizyjnym podium to prawdziwe wyróżnienie, zwłaszcza dla tak młodego wykonawcy.
Druga płyta artystki, nazwana lakonicznie Eva Dahlgren, nagrana została już przez piosenkarkę o statusie gwiazdy. Oto dwa utwory, ponownie poruszające zagadnienie niełatwych stosunków międzyludzkich (widocznie coś musiało być na rzeczy...):
Jak
na porządnego artystę przystało, Dahlgren nie stroniła też w tekstach
od komentowania otaczającej ją rzeczywistości. Na trzeciej płycie, För väntan
z 1981 roku, znalazł się poniższy utwór, będący protestem przeciw
zjawisku powszechnej pornografii (uwaga – zmiana stylistyki!):
Lecz, oczywiście, tekstów o tej prawdziwej miłości też nie mogło zabraknąć. Oto kilka podejmujących to zagadnienie utworów z lat 80-tych:
Jednakże tekst o uczuciu niekoniecznie musi być podany wprost. Poniżej –Guldgrävarsång (Pieśń poszukiwaczy złota), będący porównaniem podążania za sercem do zdobywania owego cennego kruszcu:
Cztery godziny temu ruszył coroczny konkurs na najlepszy blog ubiegłego roku. Niżej podpisany startuje w kategorii „Moje zainteresowania i pasje”. Jeśli uważacie, że warto, to bez wyrzutów sumienia możecie wysłać sms za 1 zł 23 gr jako poparcie propagowania treści skandynawskich na niniejszych łamach. Koniec pierwszej części konkursu – za tydzień.
Treść smsa to H00824, zaś numer do wysłania to 7122.
Brytyjski poeta i lord w jednym, Alfred Tennysson (powyżej), nie jest postacią znaną szerszemu gronu czytelników spoza wysp brytyjskich. Podejrzewam, że i Szwedzi nie kojarzą za bardzo tego poety angielskiego postwiktorianizmu. Jednakże jeśli wypowiedzieć słowa szwedzkiego tłumaczenia jednego z wierszy twórcy, to w głowach poddanych Karola XVI Gustawa niezwłocznie otwiera się właściwa szufladka i przed oczyma stają wspomnienia wielu sylwestrowych imprez.
A wszystko to dlatego, iż wspomniany w tytule niniejszego wpisu wiersz (którego angielski oryginał poczytać można chociażby o tu) został przetłumaczony na szwedzki i w 1895 roku o północy 31 grudnia publicznie wyrecytowany w sztokholmskim Skansenie przez jednego z czołowych ówczesnych szwedzkich aktorów, Nicklasa Bergendahla. Tak narodziła się „nowa świecka tradycja” czytania w ostatni dzień roku tuż przed 24.00 wiersza nazywającego się w języku naszych zamorskich sąsiadów Nyårsklockan (Noworoczny dzwon).
Na przestrzeni dziejów szereg głosów miał zaszczyt deklamować wiersz – zarówno na żywo w Skansenie, jak i od 1928-go roku na antenie radia. A głosy, które stały się nieodłączną częścią szwedzkiej kultury, należały do następujących osób:
Anders de Wahl (do 1955 roku, przy czym przez ostatnie 10 lat głos aktora był, z powodu śmierci jego właściciela, odtwarzany w radiu z taśmy)
Georg Rydeberg (1977-1982)
Jarl Kulle (1983-1996)
Margaretha Krook (1997-2001)
I wreszcie Jan Malmsjö (nieprzerwanie od 2001 roku; poniżej – nagranie sprzed raptem kilku dni)
Na koniec – ciekawostka. Szwedzcy puryści językowi w pierwszych dniach stycznia nie życzą sobie „gott nytt år”, czyli „szczęśliwego nowego roku”. Właściwym pozdrowieniem w owym czasie jest „god fortsättning”, czyli... „dobrego ciągu dalszego”.